“Są pośród was mędrcy,
lecz brak im siły. Siłacze, którym brak mądrości. W każdym z was jest piękno. Lecz
muszą być razem — Mądrość, Siła, Piękno — muszą być jednym”.
Vincent
Tak oto, słowami Vincenta, wprowadzam was w świat Mądrości, Siły i Piękna, książki, o której trudno mi mówić inaczej, jak właśnie poprzez cytaty. Zawsze uważałem zresztą, że mówienie o książkach, używając formuł wulgarnych, takich jak streszczenie, jest nieuprzejme wobec przyszłego czytelnika (przynajmniej ja w obliczu streszczenia zawsze czułem się nieswojo). A że wszyscy bez wyjątku ludzie, których cenię, a z którymi o tym rozmawiałem, zwierzali mi się, że czują podobnie, postanowiłem książkę przedstawić, mówiąc o niej mało lub wcale. Zadanie karkołomne, no, ale spróbujmy.
A najpierw powiem Wam dla kogo ja tą książkę napisałem.
Witold Lutosławski mówił (ale nie tylko on, bo i w światku literackim zachodu formuła ta się pojawia), że warto jedynie pisać dla siebie. Że o innych on nie może wiedzieć, ani też tym bardziej mieć nadziei, by ich wszystkich zadowolić. Trzeba więc pisać tak, by zadowolić siebie, a być wybrednym, nie tak łatwo pozwolić się sobie podobać, a już się zadowoliwszy, mieć tylko nadzieję, że się choć jeden słuchacz znajdzie. Ja, głęboko przejęty nauką mistrza Lutosławskiego, swoją książkę też napisałem dla siebie. Przeto starałem się stworzyć takie formy, tak odtworzyć rzeczy, tak wyrazić przeżycia, by to mnie one zachwycały, mnie wzruszały, to mną wstrząsały... I żeby były mądre, pełne siły, piękne — tak — ale i nie nudne!
“Ludzie będą ci tłumaczyć, wielu z nich, że człowiek to ten, co chodzi do teatru. Że to jest warunkiem, nie to, że je i pije, boć i krowa to robi. Więc i czyta, i maluje, i
w ogóle robi wszystko to, co mu do głowy przyjdzie pod jednym warunkiem,
mianowicie: że jest to bezużyteczne. "Spędzać czas na tym, co niepotrzebne, to
właśnie znaczy być człowiekiem". Tak ci powiedzą, zobaczysz, może trochę innymi słowami. Pamiętaj, to są osły, nie ludzie i z człowieka chcą zrobić osła. Ja, zawsze
kiedy to słyszę, myślę, że i kot, co to, zanim zeżre mysz, podrzuca ją przez dobre pół
godziny, i ten kot ma w sobie coś ludzkiego. Ale nas nie interesuje definicja kota czy
osła, tylko człowieka. Więc czym jest ta definicja?”
William
Zatem jest posiadłość Oostvierkantów, jest mały Vincent, i Anton, później William. Wszystko się pięknie odbywa, obawy chłopca znikają, a szczęście zdaje się być koniecznością... i tylko gdzieś pod skórą powoli pęcznieją skrywane węzełkiem krawatu wole pełne żółci.
Jest misja tajemna, o której się nie mówi. A skoro jest misja, jest też i wróg misji — "jest go wiele, mnogość, i sam siebie nie zna".
Z tym wrogiem jest walka, starcia, triumfy i upadki. Raz się szala przechyla w jedną, innym razem w drugą stronę. A czy jest zwycięstwo, tego wam nie powiem. Nawet nie dla tego, że nie chcę.
“Ale nie utraciłem godności, Świecie. Jeszcze nie. Nigdy. Przez tę godność jestem
wolny i dlatego cię przeklinam. Ja, ziarenko, kryształek soli w twoim oku. Przeklinam
twoją wydajność, twoją słuszność, twoją stateczność. (...) Nazwij mnie dumnym, ale wstydź się. Będziesz musiał się wstydzić za mnie, gdy stąd wyjdę i wejdę w ciebie, który nosisz maskę, a skrywasz twarz. Ja mam twarz niepodobną do twojej i do żadnej innej; ja ci
ją pokażę. Czy nie drżysz? Ty plujesz na mnie? Na mnie?! Ja też cię opluję, przeklęty, wstrętny, obmierzły. Mnie nie ma, umarłem — nie było mnie, a jestem! Jestem! Tym,
co nie istnieje, a co można widzieć. Jestem pędem, upadkiem i wyobraźnią,
zrozumieniem, swobodą, autonomią i mam cel. A ty jesteś tylko światem. I nie masz
celu”.
Anton
Pocóż zresztą wychodzić na zewnątrz i poza Domem szukać wroga? Kiedy on jest tuż, po wewnętrznej stronie murów?
On jest tu i jest innością, przeciwieństwem, odmienną postawą wobec świata.
Jakże wdawać się w boje w odległych krainach, kiedy trzeba dzień w dzień znosić jego zapachy, jego pomięte garnitury, jego włochate filiżanki...?
“Ja ci to powiem, bo ja już nie chcę
zgody. Powiem ci to, bo choćbyś nie wiem jak wierzył i przekonywał siebie, że masz
misję i przez to jesteś lepszy niż inni, nie jesteś. Ty nie możesz mnie dostrzec nie ze
względu na mnie, ale dlatego, że nie jesteś zdolny, by traktować serio kogokolwiek,
jednego chociażby cudzego życia. Bo mógłbyś stracić zadowolenie, ba! samego
siebie, swoją podstawę i sens. A wiesz co nim jest, bracie? Twoim sensem? Nie? To
jestem ja! Ja! Tylko ja! Kim byś był, gdybyś nie mógł być inny niż ja?”
William
Gdy ty wiedziesz życie w mniszej ascezie, on prześciga się w rozpasaniu. Gdy po twojej stronie porządek, on swoje rzeczy rozrzuca. Na ton twój łagodny — jego rechot świński.
A wcale nie po cichu! Za to z bufonadą, przypiętym do piersi pstrokatym kotylionem — najlepiej z towarzyszeniem barokowej trąbki.
Czym dla niego są twe święte miejsca — tego mu nie powiesz? Chociaż krew ta sama, choć kiedyś, dawno, dawno, musiała być zgoda?
Nie powiesz, prawda? — ty tylko w samotności, sam ze sobą, wobec siebie, w odosobnieniu jedynie możesz wyznawać swe słodkie religie.
"...a muzyka (...) Ona szuka prawdy świata, nie tego, który nas otacza, ale
uniwersum abstrakcji, uniwersum a priori. Ona jest językiem wspólnym,
człowieczym, ostatecznym medium, eksperymentalnym dialogiem, kultywowaniem w
sobie zrozumienia prawdziwego siebie, poezją niespisaną, która sama siebie czyta.
Ona jest wszechświatem prawdziwym, nie maską, nie iluzją, nie kłamstwem, nie
transcendencją. Tam gdzie Ona im się zdaje, Ona jest. O królewski sekrecie, która
jesteś materią i przyczyną, stwarzana samodzielnie przez szaleńców, którzy nie są
szaleni, o boska potencjo, skłaniaj mnie dalej, ku człowiekowi i rzeczy. I ku idei.
Podążę za tobą, wszędzie — ja oddam ci czas — i tam zamieszkam — ja oddam ci świat — zmuś mnie do siebie — dam wszystko! — bym tylko Ciebie oglądał, bym chłodnym dotykiem dosięgał piękna, i by ów chłód stał się czystą Tobą".
Anton
Lecz na twoją modlitwę, on ma swoją. A wraz z modlitwą, ma też filozofię. I ta filozofia jest prosta, domknięta, byłbyś ją sam ukochał, gdyby była twoją.
Fragment z Williama:
“– Hi-po-te-zy, in-ten-cje, in-tu-i-cje. – Rozpościerał ramiona, a farba rozpryskiwała się na wszystkie strony. – Ale nie te reumatyczne, fe, precz z nimi, niech sczezną, niech się pogrzebią. Tylko te intuicje antyczne, w których zadanie analizuje rozum i logika, mówię ci, a także i te moje, własne intuicje, mój projektor, moje najcenniejsze światełko. Trzeba zadbać na samym początku – to bardzo ważne, wielce też poważne — żeby — to jest williamizm — zajmować się tylko czymś, co nie ma sensu. Ach, najsłodsiejsza ignorancjo... Ooo, chaosie, o święta magmo... Tyś abstrakcją skromną, o nieokreśloności nasza... Podśmiewał się dziko pod nosem. Drapał brudnym od węgielków palcem po niedogolonym policzku, potem znów poważniał i ze zmrużonymi w napięciu powiekami stawiał nowe kreski. Williamizm — cóż bardziej było pociągającego: nie, co inni stworzyli, wyznawać, ale własne”.
Mądrość, Siłę i Piękno trafnie chyba zadedykowałem "Mistrzowi mego Mistrza
i jego bratu".
Ale nie tylko o braciach tu będzie, ale i o chłopcu. O tym, kim się stanie lub nie stanie (bo, jak to z chłopcami bywa, rosną szybko i stają się jednym z dwóch — dobrym lub złym), to jest wątek najpierwszy.
Vincent...
“Ach, co? kto? Któż powie ci, czym on
był?”
...niech opowie Anton:
“W świetle uchylonych drzwi pojawił się Vincent. Stąpał
miękko i na ciemnych płytach posadzki pozostawiał mokre ślady. Powieki miał
spuszczone, skryte w cieniu miodowych włosów wijących się splątanymi lokami do
ramion i dalej. Prawie już nie było widać spod nich czoła, włosy dawno zakryły
chrupkie uszy, lecz... jakże on mógł ścinać tę gładkość? jakże jemu targać się na
tkliwość? Nie teraz, nie jeszcze. One musiały ozłacać biel tej twarzy, cień prostego
noska, nieprzeniknioną powagę bladych, zaciśniętych ust... Bo tylko one i rzęsy,
opadające nisko na szczupłe policzki, zdradzały, że on był naprawdę”.
A co czeka Vincenta? Czy tylko te dobre rzeczy? Tego obiecać nie mogę.
"...bo przecież ja już wiem, co się będzie działo".
A na koniec mój ulubiony cytat (z Vincenta):
“Ty zacznij od czegoś pięknego. Czegoś pięknego, bo piękno jest zawsze doskonałe. Zacznij od pierwszej potrzeby. Słuchaj mego głosu. A jeśli ci nie wolno, słuchaj
opowieści o nim. Mnie ustanów swoim mistrzem. By uwolnić się od siebie, zanim
uwolnisz się ode mnie. Od tego zależy cel: zacznij od posiadania piękna, wytwórz w
sobie pożądanie i, stamtąd, sięgnij po wszystko”.
Vincent
Błękitne róże niech pachną, śpiew niechaj się roznosi...
"Chińska Muzykantka z Okaryną"
rys. Marcin Filip Banasik
Marcin Filip Banasik — Poezje
Do Innego; list, prośba
Dziś obudziły mnie:
- 'łzy; zmieszane z terpentyną'
- 'czerń palców'
^
- 'tysiące śmierci'
A Ciebie?
To teraz idź.
A potem przyjdź i powiedz mi
co znaczy:
- 'kochać z wzajemnością'
ku pamięci J.M.
Marcin Filip Banasik — Poezje
Potentia Poetica
Siedziałem w sypialni poetki,
ja na krześle, ona w łóżku.
„Jak to zrobiłam?” — powtórzyła za mną.
Obserwowałem jej skurczone corpus,
jak z trudem uniosła do ust cygarniczkę
i wciągnąwszy przez usta wdech niegodny wzmianki,
przymknęła oczy.
Pomyślałem, pójdę już, niech ona odpocznie,
ale — może usłyszała jak się wiercę —
machnęła mi ręką, żebym zaczekał.
Leżała bez ruchu tak długo, że wypatrywałem,
czy jeszcze oddycha.
Wtem wywaliła na mnie oczy,
rozdziawiła usta,
zaczęła się krztusić.
Z jej gardła dobiegł chargot przeraźliwy,
który wraz z pianą ubitą w konwulsjach,
wyciekał wzdłuż zmarszczek.
Tors rozdął skowyt, na wdechu, jak ryk osła,
a wrzask, gdy się unosiła na stelażu łóżka,
był rzężeniem gęsi z podciętą szyją.
Zastygła na chwilę...
Potem rzuciła się do tyłu
i przebiła przez ścianę do sąsiadki.
„Właśnie tak” — krzyknęła, chyba z kuchni.
Wisławie Szymborskiej
Marcin Filip Banasik — Poezje
879
Każdy nosi w sobie
503
wiersze
374
grafiki ołówkiem
i
2
symfonie.
Większość
wszystkie
879
dźwiga aż po grób...
Marcin Filip Banasik — Poezje
Przyjacielu Jeleński,
dlaczego nie przeczytam w „Wiadomościach”:
„Na szafot z Conradem!”,
„Głowę ściąć Chopinowi!”,
„Curie do piachu!”,
„Wykastrować Apollinaire'a!”,
gdy nas dwu
— Gombrowicza i mnie —
chcą posiekać?
Czy to jest problem nasz, narodowy,
że wyjechawszy, wciąż mamy odwagę,
by pisać po polsku?
Czy może kwestia nie nasza, a cudzoziemcza,
że na cudzoziemskiej ziemi
nawet psu nie rzucą absolutnie niczego,
czego się specjalnie nie poda,
w sosie ich własnym?
Albo też, wreszcie, to jedynie dotyczy nas dwóch,
bo (w zachłanności swojej),
pragniemy jednocześnie:
Sukcesu!
i
Polskiej Litery!
?
Azali zgodne jest z prawdą,
że Copernicus,
właśnie za
„ą”, „ż”, „ź”, „ć”, „ę”, „ś”, „ó”, „ł” i „ń”,
nakupił sobie Sukcesu!
?
A my dwaj, poskąpiwszy,
mamy tylko te osiem ogonków
i kropkę?
Napisz mi, proszę,
co TY o tym uważasz.
Ton ami,
马中波
PS Dare to stay poor,
they'll still call you a nig...r.
Marcin Filip Banasik — Poezje
Tofu
Jak ja nie cierpię tofu...
Gdy widzę tofu, uciekam w popłochu.
Choć tata mlaszcze wśród achów i ochów,
ja tylko jęczę, że już nie chcę tofu!
Zjadłbym sobie szynkę, obgryzłbym szaszłyka
— tymczasem mama tofu do mej bułki wtyka.
Gdy puchar lodów słodko mi się marzy,
tata znów tofu na patelni smaży.
Dajcie schabowego! Dajcież chleb z pasztetem!
Rodzice zagłodzą mnie z tofu kotletem!!!
W zupce z wieprza klopsy albo paróweczki,
a nie — tak jak co dzień — tofu mdłe paseczki...
„To pasza dla szczura!” (Szczur w dziurę dał nura...)
Nawet on nie ruszy szarej tofu tuszy...